Age Of Conan RPG

Prawdziwi spadkobiercy Conana

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Moda

Ogłoszenie

12.03.2009: Nasze forum założone! Na MITRĘ udało się!!!... 26.03.2009: Formalnie i oficjalnie Bractwo zostaje założone a skromna wieść o tym ruszyła w świat...zaczęło się...

#1 2009-04-26 23:23:06

Morpurgo

Użytkownik

Skąd: Kraków
Zarejestrowany: 2009-03-28
Posty: 55

Morpurgo

Powietrze na Polach Zmarłych zawsze smakuje tak samo, a jednocześniei jest  inne niepowtarzalne – podobno tylko dla mnie..

Dawno temu pewien Cymmeryjski mędrzec powiedział mi, że najlepiej czujemy się w miejscu naszych narodzin, bo tylko u źródła możemy odkryć kim naprawdę jesteśmy. Nie dbam o to kim był ów człowiek, nie interesuje też dlaczego akurat mi to powiedział, ale wiem, że ten Stary Wilk się nie mylił.
Kiedy leże na jednym z kurhanów cymmeryjskich wodzów, a moją twarz obmywają chłodne krople deszczu wiem, że nieprzypadkowo w tym miejscu najpierw zostałem poczęty a potem wypchany niczym niechciany pasożyt przez nosiciela. Odwracam twarz w stronę mojego wroga, którego twarz, niczym odlany posąg zastygła w formie przerażenia.  Słyszę jego płytki szybko oddech, który cudownie harmonizuje się z dźwiękiem kropel uderzających miarowo o moja pierś. Zaczynam się zastanawiać czy moja cymmeryjska matka, też tak miarowo oddychała, gdy jeden z Vanirskich kundli gwałcił ją na brzegu strumienia poniżej wzgórza na którym leżę. Czy tak samo patrzyła na swojego oprawcę jak mój wróg na mnie. Z zadumy wyrywa mnie dysonans – pada coraz mocniej a vanir u mego boku oddycha niezmienne szybko. Precyzyjnym ruchem rozcinam jego kolejne ścięgno – siła rzeczy pada na prawą stopę. Przyspieszył oddech, ale nadal skurwiel nie dopasował się do tempa kropel deszczu. Zasmuca mnie jego postępowanie. Umiejętne obcięcie dłoni pod nadgarstek przynosi właściwy efekt. Po chwili mój vanirski instrument znowu zawodzi, tym razem pytając zdławionym głosem czemu to robie skoro jestem jednym z nich, jednym z Vanirów.  Wkładam mu jego dłoń w szkarłatny niemal bezzębny ryj – nie lubię tego pytania, a oddychanie przez nos też może być precyzyjne i miłe dla ucha. Znowu dopadają mojej głowy wspomnienia. Myślę nad tym co popchnęło moją matkę do tego, że zachowała mnie przy życiu – bękarta ni to Cymmeryjczyka ni Vanira. Pamiętam jak wuj nie raz mówił, że z Vanirskiego nasienia silne są tylko siły odpowiedzialne na rudy kolor włosów, a reszta to nic nie warte gówno tyle, że inaczej wysrane.  Śmiało mogę powiedzieć, że były to najmilsze słowa jakie słyszałem za czasów swej młodości. Bycie tym kim jestem sprawiło, że nigdy nie poznałem znaczenia słów przyjaźń, wierność i oddanie. Kiedyś, dawno temu pewnie by mi ich brakowało – teraz to trzy składniki recepty na szybką i głupią śmierć. Nigdy nie zaakceptowany przez ziomków mej matki , upokarzany, opluwany, wyśmiewany za bycie nikim z biegiem lat odkryłem, iż tylko dzięki sobie, swojej woli, uporowi napędzanych nienawiścią jestem w stanie osiągnąć coś wielkiego. To wierny lud Croma wskrzesił we mnie ten płomień, a ja z wszystkiego co stanie mi na drodze uczyniłem zeń opał.
Ostatnie sprawne oko mego wroga zaczyna ostatnią wędrówkę po świecie, szaleńczo biega po całym oczodole starając się za wszelką cenę zagarnąć dla siebie jak najwięcej przed ostatnim spojrzeniem. Uparcie omija przy tym moją twarz, jakby nie chciało skazić ostatnich obrazów swego właściciela. Czuję się urażony takim obrotem sprawy. Chwytam swoimi czerwonymi dłońmi głowę mojej ofiary najpierw obracam ja w lewo i zmuszam by spojrzenie wpadło na imponujący skalp rudych mocnych włosów zmieszanych z krwią i błotem. Następnie unoszę ją tak by moja vanirska kukiełka widziała swój korpus i pępek na którym lekko unosi nieprzydatne już oko właściciela. Delikatnym ruchem przetaczam gałkę po ranach vanira próbując za każdy razem wepchnąć je w którąś z nich. Będę łaskawy i wepcham ją tam gdzie jej miejsce. Nadszedł czas na prawą stronę – niewielki strumyk podziurawiony tysiącami dziur od kropel wtulonych między dwa masywne kurhany. Długo trzymam tak głowę tego nieszczęśnika, by sobie dobrze przypomniał. Po chwili kiedy widzę ostatni cień życia w oku, przywracam łeb do pozycji wyjściowej tak by mogło się ono wpatrywać tylko w niebo..niebo którym jestem ja. Biegam spojrzeniem po twarzy mojego wroga, łapie jego równie rozbiegane spojrzenie, czekam na chwile pełnego uświadomienia po czym szybki ruchem otwieram ryj wyrywam język, czemu towarzyszy głęboki chaotyczny krzyk bólu. Zbieram w ustach całą żółć jaką wytworzyły moje zniekształcenia i składam synowski pocałunek na usta mego ojca..nareszcie po 34 latach odnalazłem go a on mnie..szkoda, że na tak krótko. Czas na mnie, to był dobry dzień, niebawem znowu tu wrócę i może ponownie powspominam.

Ostatnio edytowany przez Morpurgo (2009-04-26 23:30:14)

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.plmaterace hilding 201 Hotels in Vasto und Preise aus 200+ zdrowa żywność Warszawa